fbpx

Dawna wiejska farbiarnia wełny.

farbowanie wełny
Autor
25 października 2018

W minioną niedzielę odwiedziłam dawną farbiarnię wełny w Rzeczycy, niedaleko Rawy Mazowieckiej. Mieściła się ona w rodzinnym podwórzu państwa Sochów. Została założona w 1937 roku przez Władysława Sochę i nazywała się „Łowiczanka”. Do dziś żyje syn założyciela, który również specjalizował się w farbiarstwie. Zakład był znany w całej okolicy, bo tam w kolory „zaopatrywały się” lokalne tkaczki, twórczynie ludowych strojów oraz kilimów. Podobno w Rzeczycy farbowano lepiej, niż w innych miejscach 🙂

Farbiarnia rodziny Sochów to prawdziwa egzotyka. Miejsce magiczne, zupełnie niewidoczne, ukryte w zwykłym z pozoru podwórku, w budynkach przypominających murowane garaże. Ale to tylko pierwsze wrażenie. Bowiem wchodząc do środka przenosimy się w inny świat – migocących w skąpym świetle lufcików miedzianych kotłów, struganych drewnianych kijów, ręcznie robionych sprzętów… śladów niezatartych przez czas. Klimatem i wystrojem farbiarnia przywodzi na myśl raczej pracownie z XIX stulecia, a tymczasem była czynna aż do lat ’90 XX wieku.

To prawdziwa perełka. „Łowiczanka” zachowała się niemal w całości i choć jest nieczynna, można by ją w każdej chwili uruchomić – wejść z wełną, barwnikami i zacząć farbować. Jedyne ograniczenie stanowią przepisy sanitarne i wymogi zw. z ochroną środowiska, gdyż dawniej nie został zbudowany sensowny odpływ dla kąpieli barwierskich [szły do gruntu]. Bogactwo sprzętów w niezmienionym kształcie stanowi o wielkiej wartości etnograficznej miejsca.

farbowanie wełny

Na niewielkiej przestrzeni pokazano, jak dawniej na wsi wyglądał proces farbowania barwnikami kwasowymi: począwszy od przyjmowania wełny i odpowiedniego jej oznaczania, poprzez ważenie przędzy, podział motków na zamówione kolory, pranie w specjalnym mydle, rozrabianie barwników, wreszcie farbowanie. Mogliśmy poznać wyposażenie i narzędzia: oryginalne miedziane i żeliwne kotły, każdy podgrzewany wbudowanym paleniskiem, drewniane konstrukcje – kije do podwieszania, wannę do płukania, koziołki do suszenia, miedziane tłoczone numerki do znakowania motków, a także książki, zeszyty, katalogi barwników, a nawet stare faktury!

Zakład powstał w odpowiedzi na modę i ogromne zapotrzebowanie na kolory. Bowiem wraz z nastaniem ery barwników syntetycznych od połowy XIX wieku, farbowana na żywe kolory odzież, a także dodatki do domów stały się osiągalne dla ludności wiejskiej. Nowe barwniki produkowane przemysłowo były tanie, a technologia barwienia łatwiejsza od naturalnego farbowania. Dzięki temu ludność wiejska mogła pozwolić sobie na stworzenie we własnym zakresie kolorowych przędz, a potem tkanin. Mówimy o przydomowych farbiarniach i niewielkich ilościach wełny zlecanych przez pojedyncze osoby. Ale niech to nas nie zmyli. Określa się, że w okresach dwutygodniowych w farbiarni Sochów barwiono 300-400 kg wełny. Jak duże to ilości niech świadczy fakt, że przeciętny motek wełny waży 100-200 g.
farbowanie wełny

Wyjątkowe jest to, że rodzina Sochów udostępniła wielu zwiedzającym swoje podwórze, zdjęcia i pamiątki. A także to, że podzieliła się z nami sporym fragmentem nielekkiej i nie zawsze wesołej historii, ściśle związanej z wojną, przemianami ustrojowymi i trudną pozycją rzemieślnika w komunistycznej i postkomunistycznej Polsce. Po swoim królestwie oprowadzał sam właściciel i mistrz – Pan Wojciech Socha, który w latach ’70 przejął farbiarnię po ojcu Władysławie. Otrzymaliśmy więc informacje z pierwszej ręki, w tym szczegóły technologiczne dotyczące całego procesu, uzupełnione o liczne anegdoty. Pan Wojciech to prawdziwy pasjonat, człowiek o żywym wzroku, ciepłym sercu i poczuciu humoru. Jego opowieści i gawędy pomogły nam przenieść się w dawne czasy, gdy wszędzie było czuć zapach owczej wełny, z kotłów buchała para, a w suszarni mieniły się jaskrawe barwy motków. Co więcej, rozmowa z praktykiem pokazała, że farbowanie nie jest zwykłą zabawą z kolorami, farbkami i wodą. Aby wszystko świetnie funkcjonowało, potrzeba wielkiej wiedzy chemicznej, uważności i precyzji matematycznej, a także dużej wrażliwości na kolor. Nie każdy człowiek posiada te przymioty jednocześnie 🙂

farbowanie wełny

Dla mnie zdecydowanie najciekawsza była opowieść o nazwach kolorów. Jak wiecie, sama staram się nie określać jednoznacznie barw powstałych w mojej pracowni dzięki roślinom. Daję sygnał, daję skojarzenie, ale nic zdefiniowanego. Mam w tym małą misję, by nie przyzwyczajać się do ulotnych i zmiennych barw naturalnych 🙂 Tymczasem nazwy ludowe, związane z regionalnymi strojami i modą, są sprecyzowane. Wiejska paleta kolorów opierała się na konkretnych określeniach, zaczerpniętych z bliskiego otoczenia człowieka. Polski strój ludowy i stroje regionalne kształtowały się w XIX wieku, dlatego nie znajdziemy wśród barw: łososiowego ani oliwkowego. Któż wówczas jadał oliwki? Zamiast tego mamy: ciałowy oraz olejkowy, a także zgniły. W Rzeczycy u Sochów farbowano głównie na kolory regionu rawskiego. Podczas rozmowy z Panem Wojciechem dowiedziałam się m.in., jaki odcień ma gonsiackowy i dlaczego tak się nazywa. Mianowicie, to kolor jasnozielony, zbliżony do limonkowego. A jego nazwa pochodzi od młodych gąsek, które widywano nad Pilicą. Ich upierzenie mieniło się jasną zielenią. Skwitły, modry, wściekły, niebowy, wiatrowy, różowiutki, kapuściany… To tylko niektóre z poetyckich nazw barw ludowych.
farbowanie wełny
Pan Wojciech zaś musiał odnaleźć się w dwóch światach – rozmawiając z ludowymi tkaczkami używał ich określeń, zaś w swojej pracowni posługiwał się nazwami fabrycznymi. Dla porównania: czerwień kitonowa, błękit neolanowy, szarzeń polfolanowa, tartrazyna… Czy to przypadkiem nie przypomina pracy architekta, projektanta, który w głowie ma kolory z palety Pantone czy RAL, a z klientami rozmawia używając nieco bardziej wymyślnych nazw? Jak świat światem, o kolorach można by rozmawiać długo i namiętnie 🙂

farbowanie wełny

***Przydomowe muzeum w Rzeczycy zostało udostępnione dla zwiedzających na tydzień, w ramach projektu „Farbiarnia – Drzwi Otwarte”. Tutaj więcej o projekcie: link. Organizatorzy to RGB – Regionalna Grupa Barw, grupa specjalistów i wielkich pasjonatów kultury ludowej – strojów, zwyczajów, muzyki.

**Wszystkie zdjęcia są surowe, bez filtra, bez obróbki.

Tagi: , , , , , ,

3 komentarze

  1. Janka

    Dziékujé za wpis! Piékne miejsce i ludzie… az by sié chcialo, zeby ozylo! Gdziew obecnych , wspolczesnych czasach mozna zamowic tak perfekcyjnie dobrane barwy!? Mam pytanie praktyczne… z czego wynikaja dwa odcienie w probniku przy tej samej nazwie koloru??

    • Olka Bystry

      Bardzo proszę, bardzo mi miło 🙂
      Miejsce jest żywe, ale duchem, zawodowo już Pan Wojtek tam nie działa.
      Co do zamówień na barwy – w sklepiku DZIKIE BARWY można zaopatrzyć się w rośliny barwierskie oraz tkaniny, część już ufarbowana.
      Różnice w próbniku wynikają z innego typu tkaniny.

  2. Anna

    Cudowne miejsce. Dobrze że zostało zachowane chociaż dla pokazania „jak było”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top
pl_PLPL