fbpx

Jeszcze bliżej natury. Wspomnienie warsztatów plenerowych.

farbowanie naturalne
Autor
9 października 2018

Warsztaty z tkaniną w tle prowadzę czwarty rok z rzędu, coraz ich więcej i mają coraz bardziej roślinny charakter. Tego lata miałam okazję zorganizować dwa weekendy barwierskie na południu Polski. Zajęcia na łonie natury są niesamowite, rządzą się zupełnie innymi prawami, niż warsztaty w pracowni. Choć sezon powoli się kończy, pozwólcie na to wspomnienie letnich plenerów. Chcę Wam przybliżyć, do jakiego stopnia praca w terenie, w otoczeniu gór, lasów, potoków, dzikich roślin, zwierząt, a także zmiennej pogody scala nas z przyrodą.
Może to kogoś natchnie na przyszły rok, może zachęci do własnych wypraw i poszukiwań twórczych w terenie.


I Podkarpacie – lipiec.

Pierwsze zajęcia odbyły się u Łukasza Łuczaja w Rzepniku [strona Łukasza]. Były to warsztaty łączące dziką kuchnię z barwierstwem. Łukasz, autorytet w kwestii dzikich roślin jadalnych, prowadził część kulinarną, a ja część o farbowaniu. Wszystko działo się na Podkarpaciu, w miejscu magicznym i wyjątkowym, z historią drzemiącą i odczuwalną niemal wszędzie. Codziennie patrzyliśmy na starą rusińską cerkiew Św. Paraskewy i jeden z najstarszych dębów Podkarpacia, 500-letni Jagiellon. W dolinie Rzepnickiego Potoku, w sąsiedniej wsi Pietrusza Wola obejrzeliśmy Dziki Ogród Łukasza, 17 ha kolekcję ok. tysiąca gatunków roślin z Polski i świata. Nasz botaniczny spacer prowadził przez lasy, polany i wiejskie drogi. Różnorodność gatunków prawdziwie nas zachwycała!
Był to intensywny warsztat, na którym trzeba czynnie się udzielać od rana do wieczora. Zarazem wszyscy otrzymali potężną dawkę wiedzy botanicznej, artystycznej, kulinarnej i historycznej.
Aby zjeść śniadanie, musieliśmy nazbierać zielska w ogrodzie. To oczywiście duże uproszczenie, gdyż nasze zbiory obejmowały wiele roślin, z których gotowaliśmy i smażyliśmy na ognisku potrawy. W jadłospisie znalazły się między innymi placki z żywokostu, z pokrzywy, tajska zupa z ostrożniem łąkowym, gruzińskie kulki phali, herbata z pysznogłówki, mięty i krwawnika, chlebki naan z owocami jarzębiny… I wiele pyszności, którymi zasilaliśmy nasze ciała.
Część dla ducha obejmowała spacer botaniczny, podczas którego zbieraliśmy różnorodne rośliny barwierskie. W koszach znalazły się: wrotycz, wierzba, nawłoć, brzoza, kruszyna, orzech, paprocie. Z Łodzi przywiozłam też modrzejec kempesziański, by poszerzyć paletę kolorów. Z roślin na ognisku gotowaliśmy kąpiele, praktycznie przeanalizowaliśmy zaprawy barwierskie, a potem farbowaliśmy tkaniny. Tworzyliśmy na nich różnorodne wzory, korzystając z dawnej sztuki druku rezerważowego shibori.
Nie brakowało atrakcji – Łukasz co rusz przynosił coś wyjątkowego do degustacji, jego córki pofarbowały sobie włosy w roślinach barwierskich, było wiele opowieści, ciekawostek… W lesie zaś znaleźliśmy niesamowity twór: coś pomiędzy rośliną a zwierzęciem – rodzaj grzyba, plechy, która samoistnie przemieszcza się po leśnym runie.

A wyglądało to wszystko mniej więcej tak:

fot. Jola

fot. Jola

fot. Jola

fot. DB

fot. Jola

fot. DB

fot. Krysia

fot. Krysia

fot. Krysia

fot. Krysia

fot. Krysia

fot. Krysia

fot. DB

fot. Krysia

 

II Kotlina Kłodzka – wrzesień

Drugi weekend barwierski zagościł przy samej granicy polsko-czeskiej, w małej wsi Potoczek. W siedlisku „U Lokusza” [strona www] przyjęli nas Kasia i Lokusz, a także spora gromada ich zwierząt. Warsztat trzydniowy, począwszy od piątkowego popołudnia, na niedzieli skończywszy, połączył lato i jesień. Mimo chłodniejszej aury, większość zajęć odbyła się na zewnątrz, a w domu – starej poniemieckiej chacie – jadaliśmy posiłki i grzaliśmy się przy kominku.
Zajęcia miały charakter typowo artystyczny z botaniką w tle. Udało nam się wypocząć, stworzyć piękne tkaniny, a także poznać wege kuchnię Kasi, opartą na lokalnych produktach 🙂 [tutaj książka z przepisami Kasi]. Hitem była jaglanka na mleku kozim [codziennie świeżym], chleb na zakwasie [to specjalność Lokusza], jajka od zielononóżki, a także sudeckie miody.
Część twórcza zaczęła się od prezentacji – opowieści o możliwościach roślin barwierskich i ich praktycznym zastosowaniu. Potem ruszyliśmy na pobliskie pola i łąki, nazbierać surowców, m. in. brzozy, olszy czarnej, szczawiu końskiego, orzecha włoskiego, wrotyczu. Następnie, tradycyjnie, nastawiliśmy kąpiele barwierskie, poznaliśmy magiczne działanie zapraw i sposoby tworzenia wzorów [shibori]. Atrakcją był znowu modrzejec, który podbił serca dziewczyn. Ale, trzeba przyznać, orzech i szczaw też wpisały się z ich gusta 🙂
Przez cały czas towarzyszyła nam Pola – pies gospodarzy, a także, w różnym natężeniu, koty i kotki. Jest ich w sumie… hm, o ile się nie mylę, siedem. Czasem zaglądała do nas koza, a w zasięgu wzroku biegały konie. Lokusz bowiem jest specjalistą od rajdów konnych po okolicy. W stepowym krajobrazie i takim towarzystwie mogliśmy poczuć się jak na polskim Dzikim Zachodzie.

Oto migawki z wyjazdu:

fot. Aga

fot. Aga

fot. Aga

fot. Aga

fot. Ewa

fot. Aga

fot. Ewa

fot. Ewa

fot. DB

fot. DB

warsztaty naturalnego barwieniafot. Aga

Czym charakteryzuje się warsztat w plenerze? Na co trzeba się przygotować? Co zabrać, co porzucić – a mam na myśli nie tylko przedmioty. Na taki wyjazd dobrze przyszykować się, pakując odzież na każdą pogodę. Ale poza tym, nie zabierać zbędnego bagażu. A więc po prostu być, doświadczać, przeżywać to, co nas otacza na miejscu [mówią na to mindfulness, nazywają też uważnością]. Odbierać wieloma zmysłami. Poczuć powiew zimnego wiatru, ciepłego ognia, zapachów i smaków. Słuchać odgłosów zwierząt, żywiołów. Zasłuchać się podczas wieczornych rozmów. A także wsłuchać się w siebie. Dotykać roślin o różnorodnych strukturach i kształtach, głaskać zwierzęta, które do nas przychodzą. Poczuć bicie ich serca. Przejść się boso po trawie, piasku, szyszkach. Zakosztować czegoś nowego, wyjść ze swojej strefy komfortu [podobno to modne ;)], dać się poparzyć pokrzywom, pozwolić sobie pobrudzić dłonie farbą, otworzyć umysł na nowe pomysły. Spróbować stworzyć coś tylko dla siebie. Zabrać do domu wspomnienia. A potem, gdy za oknem śnieg, wyjąć słoneczną apaszkę, tkaninę czy torbę i uśmiechnąć się do siebie. Docenić moc Przyrody.

warsztaty barwierskiefot. Aga

 

*** Dziękuję za udostępnienie zdjęć:
Joli K. – również zdjęcie główne
Agnieszce M.
Ewie M.
Krysi J. – tutaj strona Krysi Judki: Niezłe Ziółko

Tagi: , , , , , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to Top
pl_PLPL