Zupełnie bez związku z sezonem barwierskim i kalendarzem zbioru roślin, chcę Wam przedstawić nowy gatunek i surowiec do farbowania włókien. To arnota właściwa (łac. Bixa orellana), nazywana także drzewem szminkowym, drzewkiem orleańskim, drzewem annato lub drzewem achiote. Jest gatunkiem, który rośnie naturalnie w Ameryce Środkowej i Południowej, a obecnie uprawiany jest w innych krajach tropikalnych, jak choćby w Indonezji czy na terenach Afryki Wschodniej. Nazwa łacińska nie odnosi się do właściwości rośliny. Pierwszy człon: bixa, może wiązać się z portugalskim słowem biche, oznaczającym dziób, co miałoby nawiązywać do kształtu owoców arnoty. Według innej hipotezy bixa odnosi się do karaibskiego określenia barwy czerwonej.Z kolei człon: orellana wiąże się z Francisco de Orellano, hiszpańskim konkwistadorem z XVI wieku, który odkrył Amazonkę.*
Arnota osiąga wysokość maksymalnie 10 m, ma rozłożystą koronę i liście w sercowatym kształcie. Pomiędzy nimi znajdują się piękne kwiaty, najczęściej białe lub różowe. To dzięki nim orlean można spotkać w egzotycznych ogrodach i parkach, gdzie pełni funkcję typowo ozdobną. Jednakże w skali globalnej, drzewko orleańskie jest uprawiane głównie dla nasion, które mają znaczenie kulinarne, lecznicze, kosmetyczne i barwierskie. Powszechnie naturalne barwniki pozyskiwane z arnoty nazywa się różnie: annato, ruku, uruku, orlean, achiote. I tutaj możecie skojarzyć jedną z nazw – kto ma w domu żółty ser, niech zerknie na składniki, bo wśród nich znajdzie właśnie annato.
Z jednego hektara upraw arnoty można uzyskać nawet 900 kg nasion arnoty. Są one zamknięte w niejadalnych owocach, które występują w postaci okrągławosercowatej, gęsto owłosionej czerwonej torebki, wyglądającej jak kosmiczna kapsuła. Gdy owoce dojrzewają, ich skorupki pękają i otwierają się niczym ptasie dzioby 🙂 odsłaniając czerwieniejące się nasiona. W jednym owocu może znajdować się ich nawet 40. Nasiona mają kształt przypominający naszą kaszę gryczaną, są jedynie nieco większe i „wklęsłe”. Każde z nich jest pokryte czerwoną osnówką, będącą źródłem cennego pomarańczowoczerwonego barwnika temperowego. Pozyskuje się go po uprzednim wysuszeniu nasion. Następnie poprzez tarcie i przesiewanie, dawniej ręczne, dziś maszynowe, oddziela się osnówkę od nasiona.
W ostatnich stuleciach barwnik annato (E160b) wykorzystuje się głównie do barwienia na żółto serów, masła i margaryny, koloryzowania deserów i lodów, poprawiania barwy mięs i wędlin, a także do barwienia leków. Dodatkowo, w przemyśle kosmetycznym, zgodnie ze zwyczajową nazwą (drzewo szminkowe), annato służy barwieniu szminek, jak również używane jest przy produkcji farb i lakierów do włosów.
Tradycje barwnika są jednak długie i obejmują również inne sposoby jego użycia. Majowie i Aztekowie przypisywali arnocie magiczną moc, ze względu na podobieństwo czerwonego barwnika do krwi. Faktycznie nasiona mają odcień ceglanej, krwistej czerwieni. Robiono z nich atrament i praktycznie wszystkie starożytne teksty Majów były pisane za pomocą soku z arnoty. Dodatkowo pigmentu używano do malowania religijnych obrazów i ozdabiania ciała. Co więcej, sporządzano z niego mazidło, mające odstraszać owady oraz chronić przed nadmiernym promieniowaniem słonecznym**. Czerwoną osnówkę mieszano z tłuszczem zwierzęcym i nakładano na skórę. W niektórych miejscach Amazonii robi się tak do dziś, a pasta nosi nazwę achiote***. Najprawdopodobniej ze względu na te praktyki Indian Ameryki Południowej nazwano czerwonoskórymi.
Należałoby jeszcze wspomnieć o szerokim zastosowaniu annato w lecznictwie. Ma przede wszystkim działanie antyoksydacyjne, neutralizuje wolne rodniki, a także łagodzi skutki uboczne chemioterapii. Może także ograniczać zniszczenia związane z cukrzycą. Zastosowań prozdrowotnych jest wiele więcej, ale nie na tym się tutaj skupiamy.
Od dawna osnówka nasion arnoty była wykorzystywana do produkcji farb. Annato jest mieszaniną karotenoidów i z niego naukowcy wyodrębnili dwa barwniki: biksynę i norbiksynę. Pierwszy jest rozpuszczalny w tłuszczach, a drugi w wodzie. Podobno w połączeniu z tłuszczem można z annato wydobyć bardziej czerwone barwy, zaś w połączeniu z wodą – kolory pomarańczowe i łososiowe. Przy okazji farbowania włókien zrobiłam próbę z tłuszczem i faktycznie zabarwił się na kolor czerwony, inaczej niż kąpiel wodna, intensywnie pomarańczowa.
Dawniej do farbowania tkanin barwniki pozyskane z drzewa orleańskiego były przywożone do Europy w postaci brunatnych, dużych i zbitych brył. Były to ususzone „pierogi” z uprzednio fermentowanego i podgrzewanego surowca. Obecnie możemy zaopatrzyć się także w annato w postaci proszku lub nawet suszonych nasion.
Jak więc wykorzystać potencjał arnoty do farbowania tekstyliów? Bardzo łatwo. Aby zrobić kąpiel barwiącą, zalej nasiona wodą i podgrzewaj przez około godzinę, aż do wrzenia. Możesz zostawić surowiec w garnku na czas farbowania włókien, ale pamiętaj, żeby wówczas często mieszać kąpiel. Unikniesz przyklejenia drobinek do tkanin i poplamienia materiałów. Sam proces barwienia może zachodzić od godziny (w cieple) aż do doby (na zimno). Możesz więc podgrzewać włókna przez godzinę i pozostawić w kąpieli do wystygnięcia na noc.
Co z zaprawami? Różni autorzy zalecają dodanie sody oczyszczonej do kąpieli przed włożeniem włókien (Jim Liles), inni z kolei piszą o tym, że barwniki najlepiej wychwytuje się w kąpieli bez zaprawy (Jenny Dean). Również trwałość na włóknach pochodzenia zwierzęcego i roślinnego jest przedmiotem sporu – w jednym źródle wyczytamy, że annato świetnie utrzymuje się tylko na lnie i bawełnie, a w innym, że sens ma jedynie farbowanie wełny i jedwabiu. W kilku źródłach wyczytałam, że w farbiarstwie tekstylnym annato jest bezużyteczny, bo buduje nietrwałe tonacje, szczególnie wrażliwe na światło. Wobec tak różnorodnych informacji, najlepiej spróbować samemu. Myślę, że kluczowa tutaj może być woda użyta do farbowania – jak wiecie, ja korzystam z kranówki, nie „łamiąc” jej kwasami ani zasadami.
Jakie barwy otrzymamy z nasion arnoty? Zdecydowanie ciepłe, począwszy od łososiowych, przez morelowe, pomarańczowe, słoneczne żółcienie, aż po ochry i brązy, a nawet zielenie. Moje próby wykonałam na włóknach:
1) surowych (bez bejcy)
2) bejcowanych mlekiem sojowym
3) bejcowanych ałunem
Większość tekstyliów farbowałam w kąpieli bez dodatków, ale niektóre rozwinęłam siarczanem żelaza.
Oto rezultaty.
Ciekawe wydaje się porównanie tkanin bejcowanych ałunem, soją i surowych. Okazuje się tutaj, że najmocniej związały się z barwnikami tekstylia potraktowane proteinami sojowymi. Natomiast obecność bejcy ałunowej zmieniła odcienie na bardziej żółte i łososiowe, mniej pomarańczowe. Niestety fotografowanie takich kolorów jest problematyczne, dlatego zdjęcia nie do końca oddają rzeczywistość.
Niewątpliwie kolory są bardziej nasycone i świetliste niż te z cebuli. Dodatkowo, mają w sobie taki specyficzny, ciepło-zimny ton, który przypomina brzask. I tak kiedyś opowiadano, że z annato można było zbudować na jedwabiu kolor zwany „zorzą polarną”.
A ja nie mogłam sobie odmówić i zrobiłam, na tłuszczu roślinnym, wersję achiote. Kolor świeci nawet o zmroku i już rozumiem, dlaczego Aztekowie i Majowie przydawali arnocie magiczną moc 🙂
*Amazonka zresztą na jego część początkowo była nazywana przez Europejczyków Rio Orellana, a dopiero później w jej nazwie nawiązano do wojowniczego plemienia kobiet żyjących u brzegu rzeki.
** Prawdopodobnie dzięki obecności karotenoidu: biksyny.
*** W innym wydaniu „achiote recado” lub „recado rojo” to ostra przyprawa z annato wymieszanego z solą, czosnkiem, kolendrą i kminem rzymskim. W sklepach sprzedaje się ją jako pastę.