W poszukiwaniu barw
Zanim zaczęła się moja przygoda z Dzikimi Barwami, zanim wybrałam się na pierwsze warsztaty do Oli nie zastanawiałam się skąd wzięły się i kiedy zaczęto używać barwników naturalnych. Dzięki babci wiedziałam czym farbować jajka na Wielkanoc, a doświadczanie przyrody pokazało, że trudno sprać sok z jagód czy umyć ręce po tarciu buraków. Nie zagłębiałam się w temat, nie drążyłam. Dopiero poznając tajniki naturalnego farbowania zaczęłam się zastanawiać, szperać, poznawać historię i ciekawostki. Także jako botanik zaczęłam dociekać czy jeśli jedna roślina zawiera w sobie dużo barwnika to czy inne z tej samej rodziny też. No i przepadłam…
Wiedza o naturalnych barwnikach odkrytych dzięki pomysłowości i wytrwałości naszych przodków przetrwała do dziś. Dzięki badaniom archeologów wiemy, że farbiarstwo było doskonale rozwinięte w Egipcie, Grecji, Rzymie czy krajach azjatyckich. Nowoczesne badania m.in. spektrofotometryczne i genetyczne dostarczają nam ogromu wiedzy o tym czym i w jaki sposób barwili tkaniny starożytni rzemieślnicy. Doskonałym źródłem tajemnej wiedzy okazały się m.in. papirusy pochodzące z Teb, ukazujące przepisy farbiarskie oraz opis roślin wykorzystywanych do tego celu.
Sam Karol Linneusz – wielki uczony, twórca taksonomii gatunków w wielu pracach pochylał się nad tematem roślin, z których pozyskiwano kolory. Jego student, szwedzki botanik – Engelbert Jorlin w XVIII w. w swojej „Rozprawie o roślinach barwnikowych” opisał 130 surowców barwiących z podziałem na: te które występują w jego ojczyźnie, te które są importowane i te, które stosowane są za granicą. W jego pracy znajdziemy wzmianki m.in. o: indygowcu, rezedzie, koszenili polskiej czy marzannie.
To karta z Amoenitates Academiceae – zbioru rozpraw Linneusza o botanice i zoologi
Rośliny znane z czerwieni
W literaturze traktującej o naturalnym barwiarstwie, w przepisach na kolor czerwony i jego pochodne często spotykamy się z takimi gatunkami jak Rubia tinctorium (marzanna barwierska), Rubia peregrina (marzanna lewantyńska), Rubia cordifolia (marzanna sercolistna), Rubia akane, Rubia iberica (brak nazewnictwa polskiego), Asperula tinctoria (marzanka barwierska), Galium boreale (przytulia północna), Galium mollugo (przytulia pospolita), Galium aparine (przytulia czepna), Galium odoratum (przytulia wonna) czy Galium verum (przytulia właściwa).
Pod względem systematyki powyższe gatunki należą do jednej rodziny roślin zwanej Rubiaceae – marzannowate. Rodzina ta liczy ponad 12 tys. taksonów, w Polsce reprezentowana jest przez marzanki, przytulie, przytulinki i rolnice.
W wielu działaniach Dzikich Barw mogliśmy już zobaczyć kolory, które daje królowa barwy czerwonej czyli marzanna barwierska. A co z innymi gatunkami z jej rodziny? Postanowiłam to sprawdzić.
Bardzo chciałam zacząć od przytuli czepnej, jednak przyspieszony okres wegetacyjny w tym roku zniweczył moje plany i trudno było szukać dorodnych, dorosłych osobników tego gatunku. Podobnie było z przytulia właściwą, którą latem spotykałam na spacerach. Postanowiłam więc, że skorzystam ze sprawdzonej już marzanny barwierskiej, rosnącej w ogrodzie marzanki barwierskiej oraz przytuli pospolitej rosnącej na łące za pewną stodołą.
Nasze bohaterki
Przytulia pospolita (Galium molugo)
Przytulia pospolita (Galium molugo), zwana też łąkową lub właściwą, jest siostrą czepialskiej Galium aparine, z którą pewnie każdy z Was spotkał się podczas spacerów po łąkach czy zaroślach. Przytulia pospolita ma łodygę czterokanciastą, nagą lub lekko owłosioną. Jak u większości marzanowatych, pędy tuż przy podłożu pokładają się, a ich wierzchołki pną się ku niebu. Liście eliptyczno-lancetowate, z wyraźnym głównym nerwem, zakończone są kończykiem (ostrym wyrostkiem) i ułożone okółkowo czyli dookoła łodygi. Białe kwiaty zaobserwujemy od czerwca do września. Obecność przytulii z pewnością zdradzi jej słodki zapach. Rośliny tej należy szukać na żyznych łąkach i zaroślach.
Marzanna barwierska (Rubia tinctorium)
Marzannę barwierską (Rubia tinctorium) zna już każdy, kto był na warsztatach. Zazwyczaj zapoznajecie się z jej suszonymi korzeniami. Roślina ta nie występuję naturalnie w naszym kraju, możemy ją spotkać w ogrodach botanicznych. Spośród omawianych gatunków jest najbardziej dorodna. Jej pokładające się pędy potrafią dorastać do ok. 60 cm. Łodyga jest gruba, kanciasta, owłosiona. Liście lancetowate, długości 4-5 cm z widocznymi haczykowatymi włoskami działają podobnie jak u przytuli czepnej. Wytwarza kwiaty barwy żółto-zielonej. Zazwyczaj kwitnie od czerwca do lipca.
Marzanka barwierska (Asperula tinctoria)
Ostatnią wziętą na tapetę była marzanka barwierska (Asperula tinctoria). Podobnie jak poprzednie rośliny ma czterokanciastą łodygę i ulistnienie okółkowe z wydatnym nerwem głównym. Cała bylina sprawia wrażenie bardzo delikatnej i drobnej. W porównaniu do marzanny i przytulii ma długie i wąskie liście. Zakwita na biało w czerwcu. Możemy ją spotkać w świetlistych lasach i zaroślach.
Kolor z korzenia
Mimo iż rośliny te są spokrewnione, to ich system korzeniowy znacząco się różni. Niestety nie miałam możliwości pracy na roślinach w tym samym wieku, więc moje spostrzeżenia mogą nie być w pełni miarodajne. Klasyfikując rośliny pod względem grubości korzeni zdecydowanie wygrywa marzanna barwierska, druga jest przytulia. Korzenie marzanki natomiast są delikatne i filigranowe. Wykopując ją bardzo się bałam, że barwnika tam raczej nie znajdę.
KORZENIE od lewej: przytulia, marzanka, marzanna
No to farbujemy…
Farbowanie odbyło się w różnych dniach, ale etapy przygotowania były takie same. Po wykopaniu moich osobników eksperymentalnych, pozbawiłam je nadmiaru ziemi oraz górnej części pędów. Następnie zaczęłam ich płukanie, które trwało dobre kilkadziesiąt minut. Na tym etapie można już było zobaczyć alizarynę zawartą pod wierzchnią „skórką” korzeni. Początkowo miałam zamysł, aby porównać wydajność kłączy z jednej rośliny, jednak po ujrzeniu marzanki ta koncepcja się zmieniła i przyjęłam, że będzie to 160 g świeżego surowca. Kolejnym etapem było rozdrobnienie roślin. Przy marzance użyłam nożyc, przy przytuli sekatora, a przy marzannie ostrego noża, jak się okazało bardzo ostrego. Korzenie barwicy są dość twarde i trzeba uważać na… palce. Kłącza zalałam wodą i zostawiłam na noc.
Kolejne etapy barwienia dla każdej z roślin były następujące:
- Podgrzewanie roślinnej zupy przez 2 godziny.
- Odcedzenie płynu.
- Włożenie pierwszej partii włókien do kąpieli i podgrzewanie 1,5 h.
- Wyjęcie włókien, dodanie ałunu (20% WW) i zanurzenie kolejnej świeżej partii włókien, podgrzewanie 1 h.
- Wyłowienie tkanin, dodanie siarczanu żelaza (20% WW) i włożenie świeżej partii materiałów, podgrzewanie 1 h.
Włókna po kąpieli płukałam i rozwieszałam do wyschnięcia. Do prób farbowania użyłam różnego rodzaju tkanin pochodzenia roślinnego i zwierzęcego, bez bejcy, zabejcowane ałunem oraz jedną zabejcowaną serwatką z mleka krowiego. Kąpiele podgrzewałam w garnku ze stali nierdzewnej, te z marzanki i przytuli po odcedzeniu roślin przelałam w słoiki i barwiłam jednocześnie. Tworząca się piana we wszystkich roztworach potwierdziła fakt, że marzannowate zawierają saponiny.
Zaskakujące wyniki?
Na pierwszy ogień poszła marzanna barwierska chyba dlatego, że chciałam zacząć od pewniaka. Czy kolory mnie zaskoczyły? Tak i nie. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się aż tak ciemnej, czereśniowej czerwieni, którą ujrzałam na włóknach białkowych. Myślę, że to zasługa twardej, łódzkiej wody. Róże na lnie i bawełnie przyjęłam jak zawsze z wielką radością. Kąpiel z ałunem ukazała rudości i mocno cukierkowe róże. Po dodaniu zaś siarczanu ujrzałam przydymione brązy (wełna, jedwab) i przydymione fiolety (len, bawełna).
Na początku podgrzewania marzanki widziałam tylko lekko żółtawą wodę, a w przypadku przytuli kolor obficie rozcieńczonego kompotu z wiśni. Widok ten nie rodził we mnie wielkich nadziei. Rośliny te jednak schowały w sobie trochę związków barwiących, bo już po godzinie roztwory znacznie pociemniały.
Nie spodziewałam się czerwoności jak w bogatej w alizarynę marzannie, ale wierzyłam, że ujrzę chociaż trochę wypłowiałej czerwieni… może… różu. Oba gatunki w czystej kąpieli, w przypadku włókien białkowych, dały kolory ceglaste, miedziano-złote, rudości. Włókna celulozowe przyjęły barwy wyblakłego różu i fioletu. Kąpiel przytuliowa z ałunem ukazała na wełnie piękne morele, a na bawełnie cieliste róże. U marzanki pozostały rudości i opalizujące róże.
Po rozwinięciu kąpieli siarczanem żelaza wyjęłam z garów (a raczej słoików) piaskowe zielenie i kolory kawy z mlekiem w przypadku przytuli oraz zgniłe zielenie i brązy z przebijającym fioletem w przypadku marzanki.
Gdzie są czerwienie?
Popatrzyłam na suszące się tkaniny i zaczęłam zastanawiać się co poszło nie tak. Może za mało surowca? Może źle wyliczyłam proporcje? Gdzie są te czerwienie opisywane w literaturze? Znów uświadomiłam sobie, że niemal wszystko zależy od miejsca, wody, surowca, receptury. Zresztą dostępna literatura wskazuje, że z powyższych roślin można uzyskać paletę odcieni czerwieni i purpur. Mimo tego nie do końca byłam zadowolona, aż do chwili gdy nie ułożyłam posegregowanych materiałów obok siebie. W promieniach poranka ujrzałam idealną kompozycję kolorów. Tak bardzo innych, a jednocześnie do siebie pasujących. Mam nadzieję, że Wam też się spodobają.
Ja nie ustaję w poszukiwaniach i eksperymentowaniu. Wiosną na pewno zapoluję na przytulię czepną, a za kilka miesięcy powtórzę barwienie na wysuszonych korzeniach dzisiejszych bohaterek, bo u mnie nic się nie marnuje.