W tym roku wegetacja roślin przebiega w bardzo nietypowy sposób. Mamy końcówkę września, a orzechy włoskie dopiero zaczynają dojrzewać i otwierać swoje łupiny. Nie jest to normą, zwykle – w ostatnich latach – orzechy dojrzewały wiele szybciej. Owocnie, które w minionych dniach widziałam na drzewach i zbierałam do bieżącego farbowania, miały poziom dojrzałości „lipcowy”, przynajmniej w centralnej Polsce.
Eksperyment z przechowywaniem
Jednakże tym razem chcę opowiedzieć o eksperymencie farbiarskim, którego podjęłam się rok temu, choć rok nie trwał ;). W ubiegłe, późne lato zebrałam owocnie orzechów włoskich z jednego drzewa (w Łodzi). Następnie pokroiłam je na kawałeczki. Połowę zamroziłam, a połowę ususzyłam. Tak leżakowały one aż do dzisiaj, suszone w pracowni, mrożone w zamrażarce. Dziś wyjęłam obie paczuszki i ugotowałam z każdej z nich kąpiel barwiącą. Jak wiadomo, orzech włoski to źródło wydajnej, brązowej naturalnej farby do tkanin. A po co takie zabawy? Żeby sprawdzić, czy łupiny mrożone i suszone dadzą ten sam kolor. Specjalnie nie ma tu porównania z surowcem świeżym, dopiero co zebranym. Ten zwykle ma moc nie do podrobienia. W każdej porcji było łupin z ok. 20 orzechów.
Co farbowałam?
Łupiny zalałam wodą i od razu wstawiłam dwa garnki na palniki kuchenki. Gotowały się około godzinę, następnie ostudziłam je przez 40min. Przygotowałam dwie identyczne porcje włókien. Zestawy próbek prezentują wachlarz przędz oraz kilka typów tkanin. Jest tutaj bambus oraz jak biały (wow!) przędzione specjalnie dla naszej pracowni przez Kasię z Eastern_Art. Jest sznurek sizalowy w naturalnym beżowym odcieniu oraz włóczka z alpaki. Tkaniny to bielona konopka, bardzo mięciutka, bawełna o żorżetowym splocie i len w postaci melanżu.
Przepis na brąz.
Włókna w kąpieli gotowały się przez 45minut, a następnie zostały w garnkach do nasączenia i wystygnięcia. W momencie odcedzania i zanurzania włókien kąpiele sprawiały takie samo wrażenie. Obie były mocno nasycone, w kolorze głębokiego brązu. Dopiero z czasem widać było po efektach, która ma większą moc.
Ach ten juglon!
Nietrudno się domyślić, o czym już wcześniej pisałam w kontekście liści różnych gatunków orzechów TUTAJ , że suszone łupiny (owocnie) orzechów nie mają w sobie tyle barwników lub też barwniki te uległy rozkładowi. Dokładnie chodzi o juglon, podstawowy związek barwny obecny w surowcach z odmian orzechów (czarnego, szarego i najbardziej znanego – włoskiego). Juglon przy długim utlenianiu się traci moc. Tym bardziej dziwi mnie, że w artystycznych sklepach internetowych oferuje się suszone i rozdrobnione łupiny orzecha włoskiego do farbowania tkanin i włóczek.
Utlenianie jako element farbowania
A jednak! Musiałam to wypróbować także w przypadku własnoręcznie zebranych surowców. Choć na pierwszy rzut oka po wyciągnięciu z kąpieli już można było wysnuć wnioski, dałam włóknom całą noc do utlenienia się po farbowaniu. Jak wiadomo, kolor po wyciągnięciu z kąpieli farbiarskiej z orzecha włoskiego (tak z liści, jak i z owocni) nasyca się i zmienia pod wpływem kontaktu z powietrzem.
Wyniki
Co się okazało rano? Eksperyment potwierdził zasadę ogólną. Łupiny orzechów włoskich do farbowania najlepiej spożytkować na świeżo. Można je ewentualnie zawekować, zalać wodą do fermentacji lub zamrozić. Suszenie jest opcją najmniej wydajną pod kątem naturalnych kolorów.
Po lewej włókna farbowane suszonymi łupinami, po prawej farbowane mrożonymi.
Od góry: biały jak, sizal, alpaka, bambus
Po lewej tkaniny z kąpieli barwiącej z suszonych łupin, po prawej z mrożonych.
Od góry: konopie, bawełna, len
Dziękuję sobie za cierpliwość, bo kusiło mnie zrobić to porównanie po miesiącu suszenia i mrożenia, ale wtedy różnice prawdopodobnie nie byłyby tak widoczne 😉
Pingback: A co na to wiewiórki? Jak farbuje orzech włoski - 1000roślin