Wrotycz pospolity (Tanacetum vulgare) jest naprawdę pospolity. Występuje praktycznie na terenie całego kraju, to popularny chwast rosnący na poboczach, w zaroślach, łąkach i pastwiskach, a także w miejskim krajobrazie ruderalnym. O jego mocy leczniczej pisze się sporo, niemal w każdym starym podręczniku ziołolecznictwa wychwalane są zalety tego zioła. To roślina niezwykle aromatyczna, zawiera w sobie sporo olejków eterycznych, nie dla wszystkich przyjemnych w odbiorze. Zapach zawdzięcza m.in. terpenom i kamforze. Ponadto, liczne związki goryczkowe powodują, że wrotyczu używa się m.in. jako środek przeciw pasożytom, a także na problemy z przewodem pokarmowym. W lecznictwie ludowym zaś ziele służyło jeszcze do odstraszania moli i pluskiew, w niektórych regionach zaś okadzano nim izby, żeby uchronić się od złego.
Z punktu widzenia farbiarskiego wrotycz pospolity to pewniak. Nie dość, że rośnie niemal wszędzie i praktycznie każdy go rozpozna po charakterystycznym zapachu, to jeszcze gwarantuje trwały i nasycony kolor. Właściwie to nawet paletę kolorów, w odcieniach żółcieni, zieleni, khaki i oliwki. Czyli popularne, ziołowe zestawienia barwne.
Najlepszym surowcem barwierskim są koszyczki kwiatowe, jednakże i łodyga wraz z liśćmi zawiera w sobie barwniki w nieco mniejszej ilości. Dla porównania zrobiłam eksperyment z farbowaniem samymi kwiatami oraz samymi liśćmi – efekty różnią się nasyceniem. Kwiaty dają barwy o 1-2 tony intensywniejsze niż liście. O kolorze żółtym na zaprawie ałunowej powiedziałaby także, że jest nieco mniej cytrynowy, a bardziej musztardowy. Zobaczcie sami.
Dlaczego teraz piszę o wrotyczu, skoro zbiera się go w pełni lata i wczesną jesienią? A to dlatego, żeby podzielić się z Wami półrocznym eksperymentem, który właśnie się zrealizował. Postanowiłam na przykładzie tego zioła sprawdzić, czy świeże surowce dają inne barwy niż te magazynowane, a także na ile sposób przechowywania rośli wpływa na kolory, jakie uzyskujemy. Na przełomie sierpnia i września ubiegłego roku nazbierałam kwiatów [z jednego stanowiska niedaleko pracowni, w mieście]. Podzieliłam go na trzy identyczne wagowo części po 200g. I następnie:
- porcję użyłam na świeżo do farbowania
- porcję zamroziłam
- porcję ususzyłam
Postanowiłam dać sobie i zielsku około pół roku, a więc na przełomie lutego i marca dokonał się ostatni etap doświadczenia. Po ufarbowaniu próbek bawełnianych, lnianych, jedwabnych i wełnianych okazało się, że kolory nie odbiegają od siebie znacząco. Widać niedużą różnicę w nasyceniu i odcieniach, wciąż to jednak podobna paleta. U góry zaprawa ałunowa, u dołu zaprawa żelazna [siarczan żelaza].
Kalibracja ekranu może wpływać na odbiór takich niuansów, dlatego dodam, że na żywo te różnice kształtują się tak:
- Świeży wrotycz dał jasne i chłodne barwy, przy czym zimna, szałwiowa zieleń na zaprawie żelaznej to efekt kilkudniowego trzymania próbek w cieczy z siarczanem.
- Mrożony określiłabym jako „pośrodku”, tzn. średnio nasycony, średnio chłodny/ciepły
- Suszony wrotycz wydaje się najbardziej bogaty w żółcienie, również zielenie z tej porcji wyszły całkiem nasycone i ciepłe. Z próbek siarczanowych odcięłam po kawałeczki i zanurzyłam w zaprawie żelaznej na kolejne kilka dni, osiągając efekt podobny do pierwszej, chłodnej zieleni. Te próbki na poniższym zdjęciu mają najmniejsze wymiary. Dobrze widać, że kolorem zbliżone są do pierwszej porcji po lewo.
Wnioski są takie: diametralnych różnic w wybarwieniu raczej nie osiągniemy poprzez różnorakie przechowywanie roślin, dużo bardziej na kolory wpływa sposób użycia zapraw. I tutaj znowu: nie ilość, a technika. Przy jednakowej ilości siarczanu żelaza możemy operować kolorami wydłużając czas zanurzenia. Pamiętajmy jednak, że siarczan żelaza buduje na powierzchni kożuch, a na dnie naczynia osad. To może spowodować plamy na tkaninach.
Własnie eksperymentuję z wrotyczem pierwszy raz. Artykuł był super pomocny – uwielbiam to że zawsze robisz testy na spektrum tkanin, bejc, zapraw a tutaj nawet na roślinach przechowywanych w różnych warunkach!
Poniewaz jest lipiec, ja używam świeżych roślin. Wywar zrobił się piękny! Natomiast mam pytanie:czy to możliwe że wywar z wrotyczu „waży się” po dodaniu ałunu? Na innych kąpielach tego nie widziałam. Tutaj zrobił się mleczny, a kąpiel wygląda jak masa do papieru czerpanego. Ma drobne malutkie białe przecinki, które wyglądają jak rozdrobniona celuloza. Mimo to wrzuciłam tkaniny i kolor łapią. Ale samo zachowanie kąpieli jest dość dziwne. Czy to możliwe że od serca, zbyt dużo ałunu dodałam? około 2/3 łyżki na 5l wywaru….