Buszując po szafkach i kartonach z roślinami, natrafiłam na niewielką paczuszkę o znajomym zapachu. Lawenda czekała na swój wielki dzień prawie rok. Zebrałam ją latem, w ogrodzie Rodziców, w miasteczku u ujścia Wdy do Wisły. Tamte tereny obfitują w niewielkie wzgórza, na których ogród kwietny jest prawdziwą bajką. Niestety nie wiem, jaki to dokładnie gatunek lawendy, podejrzewam jednak, że dość powszechny. Może zaskoczeniem dla Was będzie fakt, że do barwienia użyłam nie kwiatów, a liści. W kwiatach, a w zasadzie w pączkach kwiatowych, znajdują się barwniki antocyjanowe, o których wiadomo, że są nietrwałe. Natomiast w liściach ukrywa się trwały żółty i zielony barwnik 🙂
Skąd pomysł na farbowanie lawendą? Współczesne farbiarki brytyjskie i australijskie zalecają używać do eksperymentów szczególnie roślin o silnym zapachu. Podobno obecność olejków eterycznych, aromatycznych, wskazuje na duży potencjał barwierski danej rośliny. Możemy więc wypróbować również liście laurowe lub eukaliptusowe, a także inne rośliny pachnące.
W naszych poszukiwaniach roślinnych kierujmy się nie tylko zmysłem wzroku!
Liście lawendy podczas gotowania wydzielają przyjemny, ale bardzo intensywny zapach. Śmiało mogę rzec, że oczyszczają nos i zatoki. Nie powinno to dziwić, bo w ziołolecznictwie olejek lawendowy używany jest m.in. do łagodzenia przewlekłych nieżytów górnych i dolnych dróg oddechowych. Nawet po wielogodzinnym gotowaniu kąpiel barwierska mocno pachnie.
Aby osiągnąć ciekawe rezultaty, wystarczy przez kilka godzin wygotować niewielką ilość liści. Bez dodatku ałunu wybarwienia są jednak jasne, blade, a dopiero po zaprawieniu tkaniny uzyskują piękne kolory. Lawendowe żółcienie, zielenie, kremowe i miodowe barwy zdecydowanie kojarzą mi się z latem. Są raczej ciepłe i rozbielone, z lekką nutą cytrynowej poświaty. Wszystkie odcienie dobrze się ze sobą komponują. Dodatek siarczanu żelaza zmienia żółcienie w leśną, bladą zieleń.
fot.1. Bez zaprawy
fot. 2. Zaprawiane ałunem
fot. 3. Zaprawiane siarczanem żelaza
Podążając za sugestią koleżanki po fachu, zrobiłam dodatkowy ekspreryment. Mianowicie, ugotowałam po porcji lawendowego surowca w dwóch różnych garnkach: stalowym i aluminiowym. Stal nierdzewna, podobnie jak emalia, nie wpływa na kolor farbowania. Natomiast wchodzące w reakcję aluminium z reguły rozjaśnia i nasyca kolory. W przypadku lawendy, pozostawienie kąpieli wraz z tkaninami w aluminiowym garnku miało skutkować osiągnięciem intensywnych brązów. Niestety, nic takiego się nie zadziało, aczkolwiek widać subtelną różnicę tonów. Zobaczcie na zdjęciu – obie porcje tkanin były farbowane w identycznej ilości surowca, tyle samo czasu, po czym zostawione na kilkanaście godzin do nasączenia.
P.S.
Dodatkowa niespodzianka – przy każdym prasowaniu tkaniny barwione lawendą będą wydzielały właściwy sobie, lawendowy zapach 🙂
Niesamowite! Bogacwo jakie na dla nas Matka Natura mnie onieśmila, facsynuje i inspiruje.. <3 Dizęki za ten wpis!
Ależ proszę 🙂
To bogactwo niezmierzone i wciąż możliwe do okrycia. Do odkrywania po mału, krok po kroku 🙂